– Czuję się winna, Luke. Jakbym go zdradziła.
– Nie powinnaś mieć wyrzutów z powodu śmierci Richarda. Nie jesteś temu winna. Julianna też nie. To John Powers go zabił i tylko on ponosi za to pełną odpowiedzialność. – Nienawidzę tego człowieka – rzuciła mściwie. – A raczej nie człowieka. Tej bestii! Tego potwora! Chciałabym, żeby skonał w mękach. – Ludzie z CIA się nim zajmą. Musimy ich tylko trochę do tego zachęcić. Skinęła głową i wysunęła się z jego ramion. Pociągnęła nosem, gotowa do dalszego działania. – Co dalej? – Spróbujmy rozzłościć tego sukinsyna. Niech idzie na całość. – Posłał jej ponury uśmiech. – Masz przy sobie szminkę? Kate odnalazła swoją torebkę i wyjęła z niej błyszczący przedmiocik. – Bardzo czerwona – ostrzegła. – Tym lepiej. – Co zamierzasz? – Chcę mu zostawić wiadomość. – Podszedł do jednej z białych szafek. – Zobaczymy, czy pan Powers lubi być ściganą zwierzyną?! ROZDZIAŁ SIEDEMDZIESIĄTY DRUGI John trząsł się ze złości. Jak śmieli naruszyć świętość jego mieszkania?! Jak śmieli dotykać jego rzeczy, nie mówiąc już o ich niszczeniu?! Czy ci głupcy jeszcze nie rozumieją, z kim mają do czynienia?! Przeszedł przez zabałaganiony pokój dzienny i zajrzał do kuchni. Stanął na progu i pobladł. Na jego niepokalanych szafkach widniał napis, który wyglądał niczym rana. ,,Dorwiemy cię, dupku’’. John patrzył na szkarłatne litery, czując, że kręci mu się w głowie. Ręce dygotały mu jak w febrze, a oddech stał się płytki i urywany. Zacisnął palce, starając się zachować panowanie nad sobą. Na próżno. Uspokoi się dopiero wtedy, kiedy mu za to zapłacą. Kiedy będą prosić go o litość, czołgając się we własnej krwi i wymiotach. Jeśli nawet będzie to jego ostatnia misja, zadba o to, żeby zdechli jak psy. ROZDZIAŁ SIEDEMDZIESIĄTY TRZECI – Dzień dobry – powiedziała Kate, widząc, że Julianna pojawiła się w drzwiach jej pokoju. Dziewczyna przespała spokojnie aż do rana. Kate wiedziała to, ponieważ sama cierpiała na bezsenność i zaglądała do niej parę razy w ciągu nocy. Julianna spojrzała jej w oczy, a następnie, zakłopotana, gdzieś w bok. – Dzień dobry – bąknęła. Kate zapięła pieluszkę Emmie i zaczęła ją ubierać. Julianna wciąż stała w drzwiach. – Jak twoje ręce? – spytała Kate. Dziewczyna wyciągnęła je przed siebie. Wyglądały okropnie, jakby wsadziła je w maszynkę do mięsa. Próbowała zgiąć palce i aż syknęła z bólu. – Aj! Emma zamachała nóżkami. Kate podeszła do kosza i wyrzuciła zużytą pieluchę. Dziecko zaczęło pojękiwać, więc wzięła je na ręce, a jednocześnie skinęła głową Juliannie. – Wejdź, porozmawiamy.