Żeby tylko przyjechał. Chciała jechać na tę wycieczkę, daleko od domu,
który był zbyt duży, i od miasta, które przywoływało zbyt wiele wspomnień. Chciała wyrwać się ze skóry rozwiedzionej kobiety w średnim wieku i cieszyć ciepłem promieni słonecznych na twarzy. Poprzedniego wieczoru, kiedy wracała z pierwszej od lat randki, uświadomiła sobie, że już czas znowu ułożyć sobie życie. Wiadomo, nie będzie łatwo, ale już czas. Nagle coś przyciągnęło jej uwagę. Zza odległego rogu wyjechał czerwony kabriolet na nowojorskiej rejestracji i zbliżał się w zawrotnym tempie. - Na litość boską, co to jest?! - spytała, kiedy Tristan zatrzymał się z piskiem opon i z szerokim uśmiechem przeczesał włosy dłonią. - Oto pani powóz. - Tak, ale co to jest?! - Audi TT Roadster 225 Quattro - ogłosił dumnie - trochę wzorowany na aucie marki Porsche Boxter z roku 1950. Fajny, prawda? Zamaszyście otworzył drzwi, trochę zarumieniony, owiany wiatrem, nagle pełen fantazji. Bethie wyciągnęła przed siebie koszyk, sądząc, że to dobry moment, żeby powiedzieć coś mądrego, ale onieśmieliło ją jasne światło jego spojrzenia i niesamowity uśmiech. - Przygotowałam lunch na piknik - powiedziała i od razu poczuła się głupio z powodu oczywistości tego stwierdzenia. - Cudownie. - To miło, że ci się udało. No wiesz, ze względu na twoją pracę i w ogóle. - Parę drobnych uzgodnień i jestem cały twój. Skinęła, wciąż czując skrępowanie. Zaczęła na nowo mówić o koszyku. - Szampan, kawior, brie. Nie wiedziałam, co lubisz. - Lubię szampana, kawior i brie. - Sięgnął po koszyk i wtedy ich dłonie otarły się o siebie. Stał bardzo blisko, taki przystojny w jasnobrązowych spodniach i granatowym swetrze. Drzewo sandałowe i cytryna - pomyślała i zaczęła się zastanawiać, czy nie powąchała go zbyt ostentacyjnie. - Dobrze spałaś? - spytał, delikatnie dotykając palcami jej dłoni. - Tak, a ty? - W ogóle nie spałem. Byłem zajęty wyczekiwaniem na spotkanie z tobą. Zarumieniła się, ale nie potrafiła stłumić uśmiechu. - To bardzo miłe - przyznała. - Naprawdę? Ćwiczyłem przez całą drogę. - Uśmiechnął się, a potem bez ostrzeżenia pochylił się i pocałował ją w usta. Zataczała się jeszcze z wrażenia, kiedy wziął koszyk z jej rąk. - A tak poważnie... - powiedział i otworzył bagażnik - czekałem na ten dzień od bardzo dawna. Pojedziemy w pewne cudowne miejsce, Bethie. Będziemy się bawić piekielnie dobrze. Co ty na to? - Chętnie będę się bawić piekielnie dobrze. - Doskonale! Zamknął bagażnik, po czym podszedł otworzyć drwi. Mały, czerwony kabriolet rzeczywiście robił wrażenie. Na zewnątrz piękne krągłości karoserii. W środku uderzające połączenie czerni i chromu. Takim samochodem 79 powinna jeździć aktorka albo aktor - Marilyn Monroe lub James Dean. Bethie prawie bała się go dotknąć. Tristan jednak bez wahania wziął ją za rękę i pomógł usiąść na niziutkim, czarnym skórzanym fotelu. - Wiesz co? - spytał nagle. - Powinnaś kierować. - Ależ nie! Wykluczone... - Tak, absolutnie! Każdy powinien choć raz w życiu przejechać się sportowym samochodem. Dziś nadeszła twoja kolej.