- Rozumiem. Jej matką była Molly Conner?
- Tak, była. - Wie pan, ile Lorraine ma lat? - Nie. Jestem zbyt mądry, żeby pytać kobietę o wiek. - Z pewnością można by to sprawdzić w papierach. Mam na myśli akta personalne. - Tak, można by, ale wyjechała z naszym byłym szeryfem Shepem O'Gra¬ dym. Musiałby pan poprosić jego. No, ale już go tu nie ma. Teraz mieszka gdzie indziej. - Shep 0'Grady - powtórzył Mitz i zanotował. - A tak w ogóle to o co chodzi? Adwokaci rzadko wypytują o naszych byłych pracowników. 174 - To rutynowa kontrola... - Próbuje podjąć gdzieś pracę? - Eee... nie. - Ubiega się o wydanie karty kredytowej? - Szeryfie, ja jestem prawnikiem. Nie mam żadnego związku z wydawaniem kart kredytowych. - Oczywiście, przepraszam! A z czym ma pan związek? - To tajemnica. Mogę o tym rozmawiać wyłącznie z panną Conner. - Rozumiem. Nie mam zamiaru nakłaniać pana do łamania zasad. Ale z czystej ciekawości spytam, jaka jest pańska specjalność? Mitz nie był głupkiem. - Również to wyjawię pannie Conner, kiedy będę miał okazję z nią rozmawiać. Przez ile lat Lorraine Conner była tu policjantką? - Kilka - odparł Luke. - Odeszła w ubiegłym roku? - Tak jest. - Z powodu skandalu? Wypadek z czternastolatkiem? Luke wzruszył ramionami. - Pani Conner zrezygnowała z pracy, nie mając na swoim koncie żadnych niedociągnięć. My tutaj jesteśmy z niej dumni, panie Mitz. - Miło mi to słyszeć. Mam nadzieję, że nie będzie pan miał nic przeciwko temu, żebym w czasie pobytu w tym mieście również innym zadawał podobne pytania? - Oczywiście, proszę pytać! - zezwolił łaskawie Luke. - A co z resztą jej rodziny? - To znaczy? - Chyba ma jakichś krewnych? - Mitz wydawał się zdziwiony. Pierwszy raz się zawahał, jakby wytrącony z równowagi. - Nic o tym nie wiem - pośpiesznie odparł Luke. - Żadnego byłego męża, dzieci...? - Nic mi o tym nie wiadomo. Dlaczego pan pyta? - Jest taki punkt w formularzu - odparł szorstko Mitz. Znów zaczął robić notatki, ale Luke chwycił go za dłoń. Przestał udawać przyjemniaczka. Teraz mówił zdecydowanie i stanowczo. - Jak na rutynową kontrolę pytania są bardzo osobiste. I chociaż Rainie już tu nie mieszka, nadal jest moją dobrą znajomą. Pytam więc jeszcze raz: o co panu chodzi? - A ja mówię ostami raz - twardo zaczął Mitz - że nie wolno mi tego ujawniać. Rainie doszła do wniosku, że nadeszła jej kolej. Rozmowa donikąd nie prowadziła, a dobry gliniarz mógł lada chwila stłuc pana Mitza, na co musiałaby 175