jak ja.
– Ale to ona podpisuje czeki jako pani Swift. – Łajdak! – Widzisz? Bardzo dobrze cię rozumiem, Barbie. Jestem ekspertem w tych sprawach . – Chcę się z tego wyplątać – powiedziała cicho, z trudem wydobywając głos z zaciśniętego gardła. To było żałosne i ona dobrze o tym wiedziała. Darren pochylił się w jej stronę. – Musisz zrozumieć jedno, Barbie – powiedział dobitnie. – Nic mnie nie obchodzą twoje brudne, małe tajemnice. Jeśli chodzi o mnie, możesz sobie dalej wpędzać Lucy Swift w obłęd. Nic mi do tego. Ale jesteś moją wspólniczką na dobre i na złe, rozumiesz? – Mam nadzieję, że Sebastian Redwing znajdzie cię i zabije. Mowery wyszczerzył zęby w uśmiechu. – To by dopiero było, nie? Już raz próbował. Chciałbym zobaczyć, jak próbuje drugi raz. – Darren – powiedziała Barbara, siadając przed nim na podłodze. Wiedziała, że wygląda żałośnie, ale już jej to nie obchodziło. Musiała jakoś do niego dotrzeć. – Posłuchaj, nie chcę swojej części pieniędzy. Możesz z nimi zrobić, co zechcesz, nic mnie to nie obchodzi. Nikomu nie powiem ani słowa. Chcę tylko, żebyś dał mi spokój. – Barbie. – Proszę, daj mi spokój! Proszę. – Raczej nie – odrzekł spokojnie. Co za bezczelny, arogancki typ. Zerwała się na nogi, pełna obaw, że za chwilę zacznie krzyczeć i miotać się, że straci nad sobą kontrolę. Gwałtownie odepchnęła krzesło i podeszła do okna, które wychodziło na las. Lucy nie powinna była wyprowadzać się z Waszyngtonu. Gdyby tam została, to wszystko by się nie wydarzyło. – Ja już wystarczająco dokuczyłam Lucy i miałam swoją satysfakcję – powiedziała cicho. – Nie chcę więcej. A na Jacka mogę poczekać. – Więc? – Nikomu nic nie powiem o tobie ani o tym, co robisz. Po prostu idź swoją drogą i zostaw mnie w spokoju. – Nie mogę tego zrobić. – To znaczy, że nie chcesz. – Jak wolisz. – Wzruszył ramionami. Barbara zaczęła drżeć na całym ciele. Nie było żadnego wyjścia. To wszystko wina Lucy. Wszystko. Poczuła, jak wzbiera w niej kolejna fala wściekłości. To Lucy wpędziła ją w tę pułapkę. – Dobrze – powiedziała z rezygnacją. – Co mam zrobić? – Na razie nic. Wystarczy, że tu jesteś – odrzekł Mowery, stając obok niej. – Nie znoszę Vermontu. Nie cierpię lasu. Dobrze się czujesz, Barbie? – Bardzo dobrze – powiedziała chłodno. Zewnętrzne wzburzenie minęło. To, że wcześniej nie zapanowała nad nim, było błędem. Musiała zachować resztki godności. – Nie zamierzam przepraszać za to, co zrobiłam Lucy. Zasłużyła na to. – Jasne. – Mowery wzruszył ramionami. – Wiedziałeś o tym od początku?