- Kto się nim zajmuje? - rzuciła Tammy, nie racząc na¬wet spojrzeć na księcia.

  • Stoisław

- Kto się nim zajmuje? - rzuciła Tammy, nie racząc na¬wet spojrzeć na księcia.

30 January 2023 by Stoisław

- Już pani mówiłem. Niania. - Pamiętam. Chodzi mi o to, jaka ona jest. - Przykro mi, ale nie mogę udzielić pani bliższych in¬formacji. - To pan jej nie zna?! Nie wie pan, kogo pan zatrudnił do opieki nad Henrym? Mark stropił się. - To jakaś młoda Australijka - powiedział z ociąga¬niem. - Zatrudniłem ją przez agencję. Robiłem to w olbrzy¬mim pośpiechu, bo nagle okazało się, że nikt o niego nie dba. Pani matka wcale się nim nie zajmowała. Tammy obróciła się gwałtownie i popatrzyła na niego z niedowierzaniem. - A niby czemu miałaby się nim zajmować? Dzieci w ogóle jej nie obchodzą! Pokiwał głową. Przynajmniej w tym jednym się zgadzali. - Teraz już to wiem, nawet za dobrze. - Na wspomnie¬nie Isobelle skrzywił się z najgłębszą niechęcią. - Z moich informacji wynika, że pani matka widziała się z Lara w Pa-ryżu, kiedy Henry miał sześć miesięcy. Córka poprosiła ją, by wracając do Australii, zabrała wnuka ze sobą. Isobelle zatrudniła nianię, przyleciała do Sydney, wynajęła aparta¬ment w luksusowym hotelu, zostawiła tam wnuka z opie¬kunką i więcej się nie pojawiła. Lara miała za wszystko płacić, ale pieniądze przychodziły nieregularnie, aż w końcu w ogóle przestały przychodzić i niania zrezygnowała z pra¬cy. Nie miałem o niczym pojęcia. Podczas pogrzebu Isobelle zapewniała mnie, że Henry ma się dobrze. Byłem przeko¬nany, że chłopiec przebywa u swojej rodziny ze strony mat¬ki... Dopiero w zeszłym tygodniu otrzymaliśmy oficjalną wiadomość od władz australijskich, że chłopiec został po¬rzucony i trafi do domu dziecka. Zatrudniłem opiekunkę przez agencję, opłaciłem hotel dla niej i dziecka i przyje¬chałem do Australii najszybciej, jak tylko mogłem. Tammy parsknęła z furią i ponownie odwróciła się do niego plecami, wyraźnie wściekła na wszystkich i wszystko. Wcale jej się nie dziwił, sam odczuwał coś podobnego. Gdy tylko dowiedział się, co naprawdę dzieje się z Henrym, na¬tychmiast zaczął szukać Isobelle, by zażądać wyjaśnień. Nie było wcale łatwo ją wytropić, ale nie zamierzał puścić tego płazem i w końcu zdobył jej aktualny numer. Właśnie bawiła w Teksasie, zbyt zajęta nowym kochankiem, by pamiętać o śmierci córki i przejmować się wnukiem. - To nie moja sprawa - zbyła go. - Ja swoje zrobiłam. Zawiozłam dziecko do Sydney i zostawiłam pod dobrą opie¬ką. Nie moja wina, że Lara nie opłacała opiekunki i że ta w końcu miała dosyć. Wielka szkoda, że Jean-Paul nie żył. Gdyby żył, Mark udusiłby go gołymi rękami. Jak można być tak nieodpo¬wiedzialnym draniem?! - Odtąd Henry będzie miał najlepszą opiekę - powie¬dział przez zaciśnięte zęby, patrząc na odwróconą Tammy. - Obiecuję to pani, panno Dexter. - Oczywiście, że będzie miał najlepszą opiekę - mruknęła ze złością. Nie mówiła do niego, tylko do siebie. Zatrzymali się pod najbardziej luksusowym hotelem w Sydney. Umundurowany portier otworzył drzwiczki li¬muzyny, zgiął się w ukłonie przed księciem i łypnął podej¬rzliwie na Tammy. Ona z kolei patrzyła na gruby czerwony chodnik prowadzący do wielkich szklanych drzwi, na bijące po obu stronach wejścia niewielkie fontanny, na widoczne w głębi holu kryształowe żyrandole i stojący na podeście fortepian. Ze środka dobiegały dźwięki preludium Chopina. I to miało być odpowiednie miejsce dla kilkumiesięcznego dziecka? Jego Wysokość ewidentnie nie miał problemów finansowych, ale chyba brakowało mu wyobraźni... Charles, który również wysiadł, przypatrywał się Tammy z takim niepokojem, jakby mogła Marka czymś zarazić. - Naprawdę Wasza Książęca Mość nie chce wrócić na noc do ambasady? - spytał niemal błagalnie. - Nie, zostanę w hotelu. Proszę przyjechać po mnie i chłopca jutro o jedenastej rano. Lecimy o drugiej po po¬łudniu. - Jak Wasza Książęca Mość sobie życzy. - Charles skło¬nił się, wsiadł do limuzyny i odjechał. Zostali we dwoje na pąsowym chodniku. Książę i... księżniczka? Tammy popatrzyła po sobie i niemal się roze¬śmiała, choć wcale nie było jej do śmiechu. - Proszę mnie zabrać do Henry'ego. - A nie chce pani najpierw odświeżyć się po podróży? Spiorunowała go wzrokiem. - Sądzi pan, że będzie miało dla niego znaczenie, jak wyglądam? Że oceni mnie po zakurzonym ubraniu? - No... Raczej nie. - To na co pan czeka? Pochwyciła nieufne spojrzenie portiera. Najchętniej ka¬załby jej się stąd zabierać. Wyglądała na taką, co tylko spra¬wia eleganckim gościom kłopoty. - Proszę się nie obawiać, nie zamierzam obrabować Jego Wysokości - oznajmiła mu. - Przyjechałam się z kimś zo¬baczyć. Z kimś bardzo ważnym. Z podniesioną głową weszła do środka, a księciu nie po¬zostało nic innego, jak podążyć za nią. Wjechali na szóste piętro. Mark pukał kilkakrotnie, za¬nim drzwi się wreszcie otworzyły. Tammy bezceremonialnie odsunęła go na bok i jak bomba wpadła do środka. Nawet nie spojrzała na zapierającą dech w piersiach panoramę z widokiem na słynną operę. Obchodził ją tylko Henry. Do złudzenia przypominał malutką Larę! Taka sama burza cudownie miękkich czarnych locz¬ków, takie same brązowe oczy, wielkie na pół twarzy. Róż¬nica była tylko jedna - na buzi Lary niemal nieustannie gościł najpiękniejszy na świecie uśmiech, podczas gdy jej synek... Henry siedział w rogu łóżeczka i apatycznie patrzył przez okno. Na chwilę odwrócił głowę w stronę wchodzą¬cych, ale jego oczy pozostały puste i bez wyrazu. To dziecko na nikogo i na nic już nie czekało, więc nie potrafiło się ucieszyć na czyjś widok. W całym pokoju nie było ani jednej zabawki, za to grał telewizor, a na stoliku leżał porzucony w pośpiechu kolo¬rowy magazyn. I to miała być opieka nad dzieckiem! Wiel¬kie nieba! Tammy upuściła plecak na podłogę, w ułamku sekundy znalazła się przy łóżeczku i porwała chłopczyka w objęcia. Wtuliła twarz w jego włoski. Dopiero teraz uwierzyła w to, co powiedział Mark. Rzeczywiście miała siostrzeńca. Henry istniał naprawdę, można było go dotknąć. Rozpłakała się - ona, która od lat nie uroniła jednej łzy. Dziecko nie zareagowało w żaden sposób. Jego ciałko pozostało sztywne, obojętny wyraz jego ślicznej buzi nie zmienił się ani na jotę. Po jakimś czasie Tammy uspokoiła się nieco. Obok stał fotel, wiec opadła na niego i posadziła sobie chłopczyka na kolanach, by mu się uważniej przyjrzeć. Przez chwilę patrzył na nią obojętnie, a potem jego apatyczny wzrok po¬wędrował z powrotem do okna, jakby to było dla niego bar¬dziej interesujące niż widok ludzkiej twarzy. - Henry? - szepnęła czule Tammy, ale malec nawet nie drgnął. - Jeszcze nie reaguje na swoje imię, ma dopiero dziesięć miesięcy - wtrąciła opiekunka, która do tej pory milczała niepewnie. Wyglądała na szesnaście lat, nie więcej. - Już siedzi. Czy raczkuje? - Aha. - To nie widzę powodu, dla którego nie miałby reago¬wać w jakikolwiek sposób, gdy ktoś do niego mówi - odparła zimno Tammy. - Czy sam już próbował coś po¬wiedzieć? - Nie, a powinien? Faktycznie, skoro nie ma do kogo mówić, to po co się starać? Ona też zobojętniałaby na wszystko i nie umiałaby nawiązać kontaktu, gdyby całymi dniami i tygodniami mu¬siała wpatrywać się w ten sam widok za oknem. Jak więzień... Ogarnęła ją dzika furia. - Czy pani w ogóle się z nim bawi? Tamta ukradkiem zerknęła na porzucony magazyn. - Oczywiście. - Akurat! - wysyczała zduszonym szeptem Tammy, sta¬rając się nie przestraszyć małego, którego przytulała mocno do siebie, jakby pragnęła go obronić przed całym światem. Miała szaloną ochotę komuś przyłożyć. - Dziecko, o które się dba, nie zachowuje się w taki sposób! - Kylie może nie ma największego doświadczenia, zo¬stała zatrudniona w nagłym trybie, sytuacja była awaryjna - odezwał się pojednawczym tonem Mark.

Posted in: Bez kategorii Tagged: małpka kapucynka na sprzedaż, andrzej feliks żmuda, jak zrobić bób,

Najczęściej czytane:

lił jej ...

głowę do tyłu, a potem powiódł kciukiem po jej wargach. - Ależ z ciebie piękność - wymruczał. Krew odpłynęła Becky z twarzy. Tkwiła w jego żelaznym uścisku, nie mogąc stawić oporu. Michaił stopniowo kładł ją na wznak, powoli i ... [Read more...]

ybyśmy ...

natknęli się na Kozaków, jedź natychmiast dyliżansem do Carlisle, a potem na zachód, do Hawkscliffe Hall. Moja rodzina ci pomoże, a Walsh poświadczy, że mówisz prawdę. Przypomnienie, że wciąż grozi im niebezpieczeństwo zepsuło jej humor. ... [Read more...]

Emmett upił duży łyk mocnej, gorącej kawy.

- Jest w porcie. Nasi ludzie cały czas ją obserwują. Pewnie zaraz się z nami połączy. Edward posłał mu długie, twarde spojrzenie. Walczył o to, żeby być w dokach razem z agentami. Niestety, opór ze strony Carlise’a, Emmetta i Maloriego okazał się zbyt silny. Ostatecznie przekonał go argument, że jeśli ktoś by go rozpoznał, operacja byłaby spalona. Musiał więc pogodzić się z tym, że Bella została sama, zdana wyłącznie na siebie. - Blaque nie pokazał się ani razu. ... [Read more...]

Polecamy rowniez:


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 Następne »

Copyright © 2020 www.lodziarnia.warszawa.pl

WordPress Theme by ThemeTaste