wątpię.
- Co za pesymizm! - Myślisz, że nie wolałbym inaczej? - Myślę - przyjaciel położył mu dłoń na ramieniu - że zbyt wiele ostatnio przeszedłeś, aby wiedzieć, czego teraz naprawdę chcesz czy potrzebujesz. - Odrobiny spokoju - odrzekł łagodnie, lecz stanowczo Matthew. - Niczego więcej, tylko odrobiny spokoju, abym mógł pogrążyć się w żalu po żonie. - Mam nadzieję, że będziesz to miał. 26. Przeżywszy mękę pogrzebu, ze strachem czekali na dochodzenie, którego termin przypadał za dwa tygodnie. Prawie o tym nie rozmawiali, ale w całym domu panowała dziwnie gęsta atmosfera, 153 która dławiła wszelką możliwość normalnego, skierowanego ku przyszłości procesu myślowego, psuła apetyt, odbierała sen. W tym czasie przypadały dwie rodzinne uroczystości: pięćdziesiąte ósme urodziny Sylwii - zignorowane na jej wyraźne żądanie, oraz trzynaste Chloe, równie posępne mimo wysiłków domowników, którzy pragnęli je uczcić przynajmniej tortem i prezentami. W miarę jak zbliżał się termin rozprawy, Sylwia - zwykle opoka rodziny - robiła się coraz bardziej spięta i agresywna. Poza tym wyraźnie schudła, co wszystkich bardzo martwiło, ale kategorycznie odmawiała wizyty u lekarza: nie potrzebuje żadnych badań, zresztą wciąż ma tę samą buteleczkę z pigułkami nasennymi, które doktor Lucas przepisał jej po śmierci Karoliny. - Nie chcę takiego snu - mówiła. - Przecież potrzebujesz wypoczynku - przekonywał ją Matthew. - Ja potrzebuję mojej córki. Ale ponieważ nikt mi jej nie zwróci, muszę przeżyć ten horror do końca, żeby móc potem chociaż udawać, że żyję. - Wiem. - Wiem, że wiesz. - Umilkła na chwilę. - A jak będzie ze sprawą dziecka? Tego momentu Matthew obawiał się bardziej niż samego dochodzenia. - Które z nas im powie? - Decyzja należy do ciebie, chociaż może dla nich będzie lepiej, jeśli usłyszą to ode mnie. - A wytrzymasz? - Tak jak wszystko inne. Przez całą następną dobę czekał, że coś się wydarzy. Spodziewał się jakiejś reakcji z ich strony - czegoś podłego, bolesnego czy po prostu przykrego, ale nic takiego nie nastąpiło. - Powiedziałaś im? - spytał Sylwię wieczorem. - Tak. Bardzo spokojnie to przyjęły. - Do mnie nie odezwały się ani słowem. - Zastanawiałam się, czy to zrobią. To chyba dla nich zbyt trudne. - Tak sądzę. - Chloe trochę popłakała, potem zapytała mnie, czy to był chłopiec czy dziewczynka. „Siostrzyczka czy braciszek", jak się wyraziła. Odpowiedziałam, że nie wiem, a ona na to, że chciałaby mieć braciszka.