ale i aprobaty.

  • StoisÅ‚aw

ale i aprobaty.

08 August 2022 by Stoisław

– Jak nas znalazłaś? – spytała. – Ellen zapewniała, że nie udzieliła ci żadnych informacji. – Podejrzałam wasze nazwisko i adres w teczce – wyjaśniła. – Ellen nic o tym nie wie. A więc wszystkie jej paranoiczne podejrzenia okazały się prawdziwe. Dziwne włamanie, dziewczyna na huśtawce, fotografia... Za tym wszystkim stała Julianna. – Śledziłaś nas – wymamrotała. – Wśliznęłaś się tutaj jak żmija i uwiodłaś Richarda. Dziewczyna pochyliła się w jej stronę ze szczerą miną. – Kate, on wcale nie chciał cię zdradzić. Richard nie był taki. My jednak byliśmy sobie przeznaczeni. To los nas połączył... Kate spojrzała na cichą i spokojną Emmę. Nie spała. Patrzyła na nią ufnie swoimi niebieskimi oczami. Na nią – swoją matkę. Nagle poczuła, jak serce wzbiera jej miłością do tej cudownej istotki. – Idź sobie. – Spojrzała na Juliannę. – Nie wezwę policji tylko ze względu na Emmę. – Nie mogę. Kate, ty nic nie rozumiesz. Coś w głosie Julianny wydało jej się na tyle przerażające, że nie wyrzuciła jej z pokoju. – John mnie znalazł. Zabił Richarda, a... a teraz chce zabić Emmę. – Czemu mnie straszysz?! – niemal zawołała. – Czemu po prostu nie dasz nam spokoju?! Czy nie wystarczy ci tego, co narobiłaś?! – John jest ojcem Emmy. Kate spojrzała na nią ze zgrozą. Czy ten koszmar nigdy się nie skończy? Podeszła do krzesła i usiadła na jego brzeżku. Nie, Julianna jest chora psychicznie i opowiada jakieś bzdury... Tylko dlaczego jej wierzy? Dlaczego wydaje jej się, że mówi prawdę? Spojrzała na dziewczynę. – Ale po co miałby ją zabijać? – Bo chce mieć mnie tylko dla siebie. Bo jest psychopatą. – Dzwonię na policję – rzekła, wstając. – Nie. – Julianna zerwała się na równe nogi. – To bez sensu. John poradzi sobie z policją. To zawodowy zabójca. Został wyszkolony przez rząd, żeby załatwiać różne ciemne sprawy. Zabijanie to dla niego sposób życia! – Co ty opowiadasz?! – Musisz mi uwierzyć. Policja nic tutaj nie poradzi. John jest silniejszy. Nawet nie będą wiedzieli, co się dzieje. I na pewno się nie podda. Powiedział mi, że musi wszystko uporządkować. Kate przykucnęła przy kanapie i chwyciła telefon, ale Julianna złapała ją za ramię. – Widziałam zdjęcia ludzi, którym poderżnął gardła. Moja matka... – głos jej się zaczął łamać – ona wszystko o nim wiedziała. Nie chciałam jej wierzyć, więc poprosiła przyjaciela z CIA, żeby mi wszystko opowiedział. To on... pokazał mi te zdjęcia. – Zaczęła płakać. – John go zabił. Jego i mamę. I Richarda. To wszystko moja wina. A teraz John zabije Emmę. Kate usiadła na podłodze, a komórka wypadła jej z ręki. Uniosła dłoń do ust. – O Boże! Jeśli to prawda, to... co mam robić? Julianna przykucnęła przed nią. – Musimy uciekać. I to zaraz. Uderzyłam go w głowę, ale... ale nie wiem, czy go zabiłam. Boję się, że nie. – Musimy? – powtórzyła z niedowierzaniem Kate. – Mam wziąć ze

Posted in: Bez kategorii Tagged: kownacka, najsłodsze psy świata, red lipstick monster podkład,

Najczęściej czytane:

spieszyła dokładnie tak samo. Czyli bardzo.

Odeszli już od domu na prawie kilometr, gdy Diaz znalazł ślad dziecka w pyle drogi. Nie mieli pojęcia, czy zostawił go Max, ale to było już coś. Milla kucnęła obok mężczyzny i obejrzała ślad. Mogła ... [Read more...]

‚a od rzeczy. Zawrócono jÄ… przy drzwiach i powiedziano jej grzecznie, ale stanowczo, że jej osoba nie jest mile widziana w tym domu. Cassidy zauważyÅ‚a jÄ… przez okno nad schodami i wybiegÅ‚a na zewnÄ…trz, ale zobaczyÅ‚a tylko szeroki tyÅ‚ odjeżdżajÄ…cego cadillaca. Przybita dziewczyna wróciÅ‚a do domu. StaraÅ‚a siÄ™ nie zwracać uwagi na to, że w hallu ogromnego domu, wÅ›ród bukietów róż, goździków, lilii i chryzantem, staÅ‚ dÅ‚ugi bÅ‚yszczÄ…cy stół. StaÅ‚o na nim prawie sto Å›wiec wotywnych, które pÅ‚onęły pod ogromnym portretem Angie, która uÅ›miechaÅ‚a siÄ™ skromnie, a jej oczy bÅ‚yszczaÅ‚y niewinnie. WÅ›ród kwiatów dyskretnie umieszczono kosz na kartki i datki na szkołę imienia Å›wiÄ™tej Teresy. Ojciec James skÅ‚adaÅ‚ codziennie wizyty. Doktor Williams również. Jeden szafowaÅ‚ bÅ‚ogosÅ‚awieÅ„stwami i znajomoÅ›ciÄ… Boga, przynoszÄ…c ukojenie duszy, a drugi przepisywaÅ‚ tabletki i zalecaÅ‚ odpoczynek, próbujÄ…c ulżyć zmÄ™czonemu ciaÅ‚u. Obaj mieli pomóc Reksowi pokonać ból. - Cassidy twierdzi, że to ona jeździÅ‚a na koniu tamtej nocy. - Rex uparcie broniÅ‚ Briga przed szeryfem. - Tak - potwierdziÅ‚a Cassidy. PodtrzymywaÅ‚a sobie rÄ™kÄ™ z opatrunkiem na nadgarstku i przedramieniu. - A tu jest dowód. - Źrebak znowu jÄ… zrzuciÅ‚. - Oczy Reksa nagle wydaÅ‚y jej siÄ™ stare. StrzÄ…snÄ…Å‚ popiół z cygara. - Ta uparta bestia... - Ale może McKenzie znalazÅ‚ konia i na nim uciekÅ‚ albo... – Szeryf podejrzliwie przyglÄ…daÅ‚ siÄ™ Cassidy. - Albo co? - spytaÅ‚ Rex. - Albo sam sobie zaÅ‚atwiÅ‚ pomoc. Serce Cassidy niemal zamarÅ‚o. MiaÅ‚a Å›ciÅ›niÄ™te gardÅ‚o. Pot ciekÅ‚ jej wzdÅ‚uż krÄ™gosÅ‚upa. Szeryf Dodds byÅ‚ sprytniejszy, niż można byÅ‚o sÄ…dzić po jego wyglÄ…dzie. - I kto niby miaÅ‚by mu pomóc? Cassidy? - Rex prychnÄ…Å‚ zdegustowany. Dodds wstaÅ‚. - Dowiemy siÄ™ tego. Najlepsi ludzie i psy w stanie przeszukajÄ… góry. Znajdziemy go. - StanÄ…Å‚ za Cassidy i wpatrywaÅ‚ siÄ™ we wschodnie wzgórza. - Daleko nie ucieknie. - Minęły już cztery dni - przypomniaÅ‚ mu Rex. - Jest bez pieniÄ™dzy i ma tylko dwie nogi. KoÅ„ już dÅ‚ugo nie pójdzie, o ile w ogóle McKenzie go ma. Dopadniemy go. - PodciÄ…gnÄ…Å‚ spodnie na wielkim brzuchu. - Ale to trochÄ™ potrwa. Cassidy drżaÅ‚a, ale staraÅ‚a siÄ™ sprawiać wrażenie spokojnej. Gdy zaczynaÅ‚a myÅ›leć o tym, co siÄ™ stanie z Brigiem, jak go zÅ‚apiÄ…, zbieraÅ‚o jej siÄ™ na wymioty. - Przecież nie ma pewnoÅ›ci, że to McKenzie. - Może jeszcze nie, ale chyba znaleźliÅ›my naocznego Å›wiadka. - Co? - Rex nagle siÄ™ ożywiÅ‚. - Kto to? Cassidy zaparÅ‚o dech w pÅ‚ucach. Szeryf odwróciÅ‚ siÄ™, nie spuszczajÄ…c oczu z dziewczyny. - Willie Ventura. ZnaleźliÅ›my go przy rzece. SiedziaÅ‚ i gapiÅ‚ siÄ™ w wodÄ™. WyglÄ…da na to, że tamtej nocy byÅ‚ przy tartaku. Ma osmalone brwi. - Dobry Boże - wyszeptaÅ‚ Rex. - Willie? O Boże, nie. ProszÄ™, nie. Cassidy pamiÄ™taÅ‚a twarz Williego, wyglÄ…dajÄ…cÄ… spomiÄ™dzy czerwonych i zÅ‚otych pÅ‚omieni ognia. - MyÅ›li pan, że on może mieć z tym coÅ› wspólnego? - PrzesÅ‚uchujemy go na wszystkie sposoby. Nie zmienia zeznaÅ„. WidziaÅ‚ tam Briga, Angie i Jeda. Powtarza w kółko to samo: Ona siÄ™ spaliÅ‚a! Ona siÄ™ spaliÅ‚a! - Szeryf zmarszczyÅ‚ nos z niesmakiem. - On wie coÅ› strasznego. - Dlaczego mi o tym nie powiedziano? - spytaÅ‚ Rex. Oczy mu bÅ‚yszczaÅ‚y z ciekawoÅ›ci. - On tutaj mieszka. Nad stajniÄ…. Pracuje dla mnie. - WÅ‚aÅ›nie panu mówiÄ™. ZnaleźliÅ›my go dziÅ› po poÅ‚udniu. MiaÅ‚ szczęście, że nie zginÄ…Å‚ razem z tamtymi. Pewnie nieźle siÄ™ przestraszyÅ‚ i schowaÅ‚ siÄ™ w lesie. ZnalazÅ‚y go psy, gdy szukaliÅ›my McKenziego. - Gdzie on jest teraz? - W biurze okrÄ™gowym. MyjÄ… go i opatrujÄ… mu twarz. Jest... to znaczy, chciaÅ‚em powiedzieć, że wszystko z nim w porzÄ…dku, ale zawsze brakowaÅ‚o mu piÄ…tej klepki. - O Boże. - Rex ukryÅ‚ twarz w dÅ‚oniach. - WiÄ™c stukniÄ™ty Willie widziaÅ‚ caÅ‚e zajÅ›cie. - Dodds byÅ‚ najwyraźniej przekonany, że zeznanie Williego bÄ™dzie gwoździem do trumny Briga. - Willie opowiada dużo różnych rzeczy. - Cassidy nie mogÅ‚a dÅ‚użej milczeć. PodejrzewaÅ‚a, że szeryf próbuje z niej coÅ› wycisnąć, ale nie mogÅ‚a siÄ™ powstrzymać i nie przyjść Brigowi z pomocÄ…. - LubiÄ™ Williego, ale jego słów nie można traktować poważnie. - Dlaczego? MusiaÅ‚a trzymać siÄ™ swojego kÅ‚amstwa, ale mogÅ‚a w nie wpleść trochÄ™ prawdy. ...

- Bo Brig nie zrobiłby Angie krzywdy. Szukał jej tamtej nocy. Przyszedł tutaj. Powiedział mi, że pobił się z Jedem i że jego własną bronią porachował mu gnaty. - Jak szalona zwróciła się do ojca. - Musisz uwierzyć, że Brig 82 nie zabiłby jej. - Dlaczego? - spytał Dodds. - Bo... bo... on ją chyba kochał. - To wyznanie rozdarło jej serce. - Chciał się z nią ożenić. - Głos jej się rwał, a z jej ust wychodziły strzępy słów. - To było chyba jego dziecko. - Nie! - Rex zerwał się na równe nogi. - Nie uwierzę w to.. - A niech mnie! - Szeryf gapił się na Cassidy, drapiąc się w brodę. - Dlaczego nie powiedziałaś tego wcześniej? - Bo nikt mnie nie pytał, a poza tym... to tylko moje przypuszczenia. - Jeżeli twoje przypuszczenia są prawdziwe, Brig powinien wrócić, poddać się przesłuchaniom i opowiedzieć nam dokładnie, co się stało. Inaczej będziemy musieli uwierzyć Williemu i dowodom, które potwierdzają jego słowa. - Brig McKenzie nie jest ojcem dziecka! - Rex potrząsnął głową, jakby przeczenie prawdzie mogło ją zmienić. - Tato... - Ona w ogóle nie zwracała na niego uwagi. - Boże, czy to ma teraz jakieś znaczenie? Angie nie żyje. Cassidy miała wrażenie, że ściany pokoju ją osaczają. Wybiegła z gabinetu najszybciej, jak mogła. Minęła setki płonących świec i weszła po schodach do pokoju Angie. Drzwi były zamknięte, ale otworzyła je siłą. Prawie odskoczyła, gdy poczuła zapach perfum - zapach Angie, który unosił się za progiem. Mała Angie z wielkiego portretu spoglądała na nią i na lalki - Barbie i Kenów. Pozostałe rzeczy siostry stały posegregowane w pudłach. Cassidy poczuła rozdzierający ból. Szybko zamknęła drzwi. Oparła się o ścianę przy schodach. Walczyła ze łzami. Ugięły się pod nią kolana. Gdzie on jest, zastanawiała się, osuwając się na podłogę. Gdzie? Zobaczyła szeryfa Doddsa, jak mrużąc oczy sięgał do tylnej kieszeni spodni po paczkę tytoniu. Patrzył ponad katafalkiem na miejsce, gdzie upadła Cassidy. Dziewczyna ukryła twarz w dłoniach. Cassidy spojrzała na kalendarz. Od pożaru minął prawie tydzień, a w domu nadal panował żałobny nastrój. Postanowiła uciec ze swojego pokoju. Zatrzymała się na schodach, bo dwie przyjaciółki jej matki: Geraldine Caldwell i Ada Alonzo czekały w korytarzu, przekonane, że są same. - Śmierć Angie zabije Reksa - powiedziała Geraldine szeptem. Kobiety trzymały w rękach pudła. Wyglądało na to, że wpadły przynieść potrawy domowej roboty i gotowaną szynkę, tak wielką, że można by nią nakarmić wszystkich głodujących Trzeciego Świata. A w domu nikt nie miał apetytu. - Kochał tę dziewczynę do szaleństwa. - Przecież wiem. - Ada, matka Bobby’ego, przeżegnała się szybko i skłoniła głowę. Cassidy z góry dostrzegła na jej głowie siwe włosy, które na próżno starała się ukryć pod farbą. Czy ci wszyscy dobroczyńcy nie mogliby im dać wreszcie spokoju i przestać krążyć jak sępy? Przychodzili z cierpiącym wyrazem twarzy o każdej porze dnia i nocy, składali kondolencje i udzielali rad. Klepali Cassidy po plecach, jeśli była w pobliżu. Uważała ich wszystkich za obłudników. Zjawiła się nawet Earlene Spears, żona pastora. Chociaż Rex Buchanan był przez całe życie gorliwym katolikiem, Earlene poczuła się w obowiązku złożyć kondolencje jako przedstawicielka kościoła swojego męża. Wstąpiła do nich wczoraj, sztywna jakby połknęła kij od szczotki. Zacisnęła usta, gdy zobaczyła płonące świeczki w korytarzu. - Wstyd... taki wstyd - stwierdziła z politowaniem. Kościstymi palcami dotykała krzyżyka, który miała na szyi. - Taka miła dziewczyna. Mam tylko nadzieję, że znajdą tego McKenziego. Zawsze z nim były problemy. Od dziecka. Wiem, bo przecież zajmowałam się jego starszym bratem, kiedy on się urodził... Och, ale przecież nie po to tu przyszłam. Chciałam złożyć najszczersze kondolencje w imieniu swoim, pastora i całej kongregacji... Cassidy nie mogła oddychać, gdy ta kobieta była w domu. A teraz w korytarzu szeptały Ada i Geraldine. Odsunęła się od balustrady i schowała się w pokoju, który od czasu pożaru stał się jej schronieniem. Odwiedziło ją kilka przyjaciółek, ale powiedziawszy tylko, że przykro im z powodu Angie, szybko się ulotniły, bo przekonały się, że Cassidy jest jeszcze w szoku i nie ma ochoty na towarzystwo. - Dena - odezwały się jednocześnie kobiety, gdy zobaczyły, że matka Cassidy wychodzi z pokoju. Pewnie Mary otworzyła im drzwi. Ostatnio pełniła w domu obowiązki lokaja, kucharza i gospodyni. - Byłyśmy chore ze zmartwienia. - Głos Ady. Szczery. Nosowy. - Tak. Czy mogę jakoś... czy możemy jakoś pomóc? Sędzia wychodzi z siebie. Przysięga, że ten, kto to zrobił, dostanie za swoje, jeżeli tylko go przed nim postawią. Możesz mi wierzyć. - Mam nadzieję, że zgnije w piekle - powiedziała Dena. Cassidy poczuła mdłości. - To diabelskie nasienie. Zawsze był zły. A Angie... niech spoczywa w pokoju. - Felicity jest ledwie żywa - oznajmiła Geraldine. - Były tak blisko z Angie... Straciła najbliższą przyjaciółkę. - Westchnęła. - Oprócz własnego żalu, ma jeszcze na głowie Derricka. - Biedny chłopak. - To znowu Ada. - Nie można z nim wytrzymać - stwierdziła Dena, bez obaw krytykując swojego pasierba. - Chce, żebyśmy zatrudnili prywatnego detektywa. Chce dopaść McKenziego i powiesić go jak psa. Ta rodzina się rozpada. - A jak to znosi Cassidy? - spytała Ada. ... [Read more...]

czasami zdarzało się jej trafić na uroczystą imprezę. Zainwestowała

więc kiedyś w jedną porządną suknię wieczorową. Kosztowała kupę forsy, ale Milla wolała to niż tracenie jeszcze większych pieniędzy na kupno kilku tańszych sukienek. Oprócz tej wieczorowej miała jeszcze ... [Read more...]

Polecamy rowniez:


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 NastÄ™pne »

Copyright © 2020 www.lodziarnia.warszawa.pl

WordPress Theme by ThemeTaste